Niemal miesiąc nie pisałam, no cóż, miałam inne obowiązki i inne zajęcia.
Na ćwiczeniach z pedagogiki społecznej omawialiśmy wartości. Najpierw stworzyliśmy długą listę rzeczy, które mogą stanowić dla kogoś wartość. Później każdy z nas miał narysować pięć walizek i w każdej z walizek umieścić jedno słowo - wartość. Stopniowo traciliśmy po jednej walizce i na końcu została nam tylko jedna, ta najważniejsza. Wszyscy mieli w tej walizce miłość, rodzinę lub przyjaźń. A ja, wykreśliwszy najpierw niezależność, rezygnując z tolerancji, żegnając się z miłością i uczciwością, zostałam z walizką, w której znajdowała się odpowiedzialność. Coś to o mnie zapewne mówi. Tylko co takiego? Pojęcia nie mam.
Może to prawda, co twierdzi psychologia wychowania, że pierwszą potrzebą jest potrzeba kontaktu i od jej zaspokojenia zależy późniejszy rozwój osobowościowy. Według obecnych standardów, pracownicy szpitala, w którym się urodziłam, najprawdopodobniej wyrządzili mi jakąś krzywdę, przynosząc mnie na karmienie gdy spałam i ignorując mój płacz pojawiający się poza wyznaczoną porą karmienia. Aczkolwiek, jestem zadowolona z efektów.
Możliwe, że tylko z powodu braku alternatywy. Może w alternatywnym wszechświecie, gdzie to właśnie na koniec posiadałabym walizkę z miłością, byłabym szczęśliwsza. Ale takie rozważania nie mają sensu. Po co się zastanawiać nad alternatywami, skoro nigdy ich nie zbadamy?
W imieniu załogi Trochę Krytyki informuje, że ocena Twojego bloga została wystawiona.
OdpowiedzUsuń