środa, 11 września 2013

350. Chciałabym być Panią X.

Chociaż może ten tytuł brzmi źle. Chciałabym być żeńską wersją Pana X.
Chciałabym pomóc komuś tak bardzo, jak on pomógł mi. Dać komuś nadzieję na to, że przyszłość może być lepsza. Pokazać komuś, że istnieją jeszcze ludzie, którym zależy na innych. Wysłuchać kogoś i być zawsze, gdy tego kogoś będzie trzeba wysłuchać znów. Spóźnić się na obiad tylko po to, by dokończyć rozmowę. Opowiedzieć komuś kilka historii ze swojego życia. Dać poczucie bezpieczeństwa. Rozpromieniać się na czyjś widok. Pozostawić ślad, niezmywalny ślad we wnętrzu i we wspomnieniach tego kogoś. Sprawić, aby poczuł się ważny. Uratować kogoś.
Świat potrzebuje więcej Panów i Pań X.

poniedziałek, 9 września 2013

349. Pięć lat


Biorąc pod uwagę, że pięć lat stanowi nieco ponad 25% mojego dotychczasowego życia, okres ten powinien wydawać się dłuższy. Tymczasem, jesień roku 2008. pamiętam, jakby miała miejsce wczoraj. Pięć lat temu, moje życie obrało pewien kierunek, zdarzyły się rzeczy, które mnie w dużym stopniu ukształtowały... I nie tylko mnie. Gdybym miała trochę więcej odwagi i gdyby pewne rzeczy ułożyły się inaczej, być może niebawem obchodzilibyśmy z Dominikiem piątą rocznicę... Ale tak się wówczas nie stało, dopiero w styczniu będzie czwarta.
Pięć lat temu zacieśniła się moja znajomość z Panem X. Pięć lat temu poznałam kilka ważnych dla mnie osób. Pięć lat temu wydawało mi się, że jestem taka już-prawie-dorosła. Teraz moja siostra jest w drugiej klasie gimnazjum, a ja sobie uświadamiam, że wcale nie byłam już-prawie-dorosła... Chociaż na pewno dojrzalsza od mojej siostry.
Pięć lat temu wszystko zaczęło się psuć, ale zaczęło się też budować od nowa. Tak musiało być. Co prawda dopiero niedawno dokończyłam budowę, ale najwyraźniej takie są reguły.
Pięć lat, tak wiele i tak niewiele, jednocześnie...

Weekend spędziłam w Leśnej i nie tylko - pojechaliśmy z Dominikiem do Szprotawy i do Czech (Liberec, Jablonec nad Nisou). Było całkiem w porządku.

niedziela, 1 września 2013

348. Mój wewnętrzny policjant

Mój wewnętrzny policjant to taka dziwna istota, która żyje sobie we mnie. Nie wiem skąd się wziął, ani kiedy u mnie zamieszkał. Możliwe, że urodził się tego samego dnia co ja - z tą drobną różnicą, że urodził się dorosły, a do tego w mundurze.
Policjant potrafi dobrze się sobą zajmować, jednak czasem trzeba go karmić donatami (niestety, moi rodzice nie rozumieją, dlaczego jem ich tak wiele) i serialami o tematyce policyjnej. Wówczas jest spokojny i można z nim współpracować. Wielokrotnie pomógł mi podjąć właściwą decyzję i podniósł moją samoocenę. Wszakże można mieć wysoką samooceną, gdy jest się osobą asertywną, która nie dość, że potrafi odmawiać, to jeszcze potrafi siedzieć w samotności w ciemnym pokoju tylko dlatego, że nie podoba jej się to, co robią znajomi. Tak, takie poświęcenia można podziwiać.
Policjant sprawia też, że z łatwością odkrywam kłamstwa. Czytelnik zapewne pomyśli, że to nieprawda, skoro nie wiem o tym, o tym i o tamtym. Prawda jest taka, że ja wiem. Po co mam jednak robić awanturę o wszystko? Czasem są rzeczy ważniejsze niż ujawnienie prawdy. Czasem ważniejszy jest spokój (no proszę, że też właśnie ja to powiedziałam...).
Policjant pomaga mi również być lepszym obserwatorem. Trzeba przyznać, że to akurat się nie przydaje - obserwuję, obserwuję, wiem o ludziach dużo, ale nie potrafię nic z tym zrobić. Ciężko jest powiedzieć kasjerce, że wszystko będzie dobrze, lub zaczepić obcą osobę na ulicy.
Niestety, mój policjant nie ma ze mnie zbyt dużego pożytku. Chciałby, abym poszła w jego ślady i pracowała w Policji. Czasem nawet zmusza mnie do uwierzenia, że to mogłoby się udać. Oczywiście, ja chciałabym spełnić jego i swoje marzenie. Jednak pewne rzeczy są po prostu niemożliwe...